Adwent

Czas płynie nieubłaganie, dni  stają się coraz krótsze i chłodniejsze. Z półek sklepowych znikają znicze, a na ich miejscu pojawiają się łopaty do śniegu i ozdoby choinkowe. Media w napięciu wyczekują chwili, w której będą mogły ogłosić wszem i wobec, że zima po raz kolejny zaskoczyła drogowców. A w kościele? Fioletowy kolor szat liturgicznych, zmiana repertuaru organisty – przyszedł adwent.

 

Czym jednak dla nas różni się ten okres roku od pozostałych? Częściej myślimy o świętach, a nasze głowy zaprzątają świąteczne zakupy: prezenty, opłatki, karpie, choinki… Sprawy doczesne pochłaniają nas do tego stopnia, że zapominamy o istocie adwentu, a przygotowania do świąt stają się celem samym w sobie. Dlaczego boimy się zagłębić w czas oczekiwania? Czy naprawdę tak trudno jest nam zatrzymać się i choćby na jeden moment wstrzymać oddech? Czy nie powinno być raczej tak, że nasza dusza przebywająca z dala od swojego Stwórcy z radością i utęsknieniem oczekuje na Jego przyjście?

Wyobraźmy sobie taką sytuację: pewna kobieta imieniem Marta, oczekuje na swego narzeczonego, który w trakcie podróży służbowej będzie znajdował się w pobliżu i chce koniecznie się z nią zobaczyć. Nie określił jednak, o której godzinie miałaby nastąpić ta ważna wizyta. Marta zrobiła się na bóstwo, umyła okna, starła kurze, wyczyściła nawet fugi w podłodze. Nakrywając do stołu zorientowała się, że zabrakło cukru. Wybiegła więc czym prędzej do najbliższego marketu, by zaopatrzyć się w ów niezwykle ważny produkt. W tym samym czasie przybył narzeczony, zastał dom zamknięty i udał się dalej…

Również jej siostra Maria znalazła się w identycznej sytuacji. Ona jednak, wyczekując na swojego narzeczonego przygotowuje tylko najlepszą herbatę i ustawia imbryczek na podgrzewaczu, żeby nie wystygła. Zamknąwszy oczy wsłuchuje się w otaczający świat, rozkoszując się każdą mijającą sekundą, która przybliża upragniony moment spotkania. W pewnej chwili z oceanu dźwięków wyławia dobrze znany odgłos kroków ukochanego. Nim narzeczony zdąży stanąć w drzwiach, Maria wybiega z domu i rzuca się w jego ramiona. Morał z tej historii nasuwa się sam: „Marto, Marto, troszczysz się o tak wiele (…). Maria wybrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona”.

Czy to ma oznaczać, że powinnyśmy odciąć się od świata i zaniedbać całkowicie sprawy doczesne? Oczywiście, że nie. Jednak przygotowania nie mogą przysłonić nam celu. Odpowiedzmy sobie sami, co sprawia nam więcej przyjemności, gdy przychodzimy do kogoś z wizytą: z znerwicowana gospodyni, biegająca od kuchni do stołu i krzycząca na wszystkich dokoła? Czy może rozpromieniona pani domu, która z uśmiechem poczęstuje nas gorącą herbatą i kawałkiem piernika?

Postarajmy się zatem, by adwent przeżyć w należytym skupieniu. Niech wszelkie przygotowania będą przesiąknięte miłością, radosnym oczekiwaniem na naszego Stwórcę i Zbawiciela. Możemy wprawdzie poprzestać na niezbędnym minimum: czekać i nie przeszkadzać Bogu w przemienianiu naszych serc, o ile oczywiście mamy tę pewność, że przed nami będzie jeszcze wiele okazji, by się zatrzymać i podjąć trud nawrócenia. Lecz czy ktoś może nam zagwarantować, że tegoroczny adwent rzeczywiście nie jest naszym ostatnim?

kl. Adam Cieślak