Jogging, domowy salon spa, sauna sucha bądź mokra, ćwiczenia relaksujące, to hasła krzyczące do nas kolorami barw niemal każdego dnia i w każdym miejscu. Jadąc do pracy widzimy ogromne billboardy zapraszające do nowo otwartej siłowni. Oglądając ulubiony film denerwujemy się, gdy jest on przerywany reklamą najnowszych kosmetyków do peelingu.
Nawet idąc do kościoła jesteśmy zaczepiani przez kogoś, kto wręcza nam ulotkę rabatową do aquaparku. Rodzi się pytanie: po co to wszystko? I na dodatek teraz, gdy w Kościele trwa okres Wielkiego Postu? Czy ten czas jeszcze coś znaczy? Przecież i tak w większych miastach odbywają się koncerty, dyskoteki, otwarte są hale sportowe, kręgielnie i korty do gry w tenisa…. Może więc warto ćwiczyć, trenować…. ale nie nasze ciało, lecz Ducha?
W Wielkim Poście trening Ducha może być bardziej skuteczny, bo łatwiej jest sobie czegoś odmówić, powiedzieć nie. Uświadomić sobie, że teraz nie powinienem, albo wręcz nie chcę, bo teraz nie ten czas, nie ta chwila. Ale po co? Właśnie po to by trenować Ducha. Trenować samego siebie, walczyć ze swoim egoistycznym „ja”. Wielki Post to bardzo dobry czas na przemianę wewnętrzną, na zmianę swojego nastawienia, sposobu myślenia. Tylko jak to zrobić?
Paradoksalnie należy pójść na salę gimnastyczną, stanąć przed wielkim lustrem i zobaczyć swoje prawdziwe odbicie – odbicie duszy. A potem widząc swoją kondycję zapragnąć ćwiczyć, by się doskonalić. Najważniejsze jest by chcieć, by mieć motywację, by wiedzieć w jakim celu to się robi. Chrześcijanin nie może przez 40 dni być przygnębiony, ani zamknięty w sobie, on musi być radosny, szczęśliwy, jak sporowiec, który zdobywa pierwsze miejsce na olimpiadzie. On ma świadomość, że zawody w których bierze udział są dobre, że przynoszą liczne korzyści.
Stare przysłowie mówi, że trening czyni mistrza. Jednak w kontekście tych rozważań, parafrazując je, można powiedzieć, że trening przybliża do Mistrza. Mistrza pisanego przez wielkie M. Tak, trening Ducha przybliża do Chrystusa. Pracując nad sobą przybliżamy się do doskonałości. Toczymy bój i jest to bój nie z kim innym ale właśnie z samym sobą, dlatego boimy się przegranej, boimy się przyznać, że nie jesteśmy najlepsi, że w czymś niedomagamy. Nie jest łatwo i nigdy łatwo nie będzie. Podejmowana praca nad sobą jest niekiedy syzyfowa, ale z pewnością nie jest marnotrawieniem czasu, bowiem zawody, choć rozgrywają się w doczesności to rzutują na wieczność. I o tej Wieczności warto myśleć, zwłaszcza kiedy doczesność zaczyna przyciągać zbyt mocno. I ze względu na tę Wieczność warto w zawodach startować, by zbierać punkty…
Postmodernistyczny świat wabi, zaprasza by w nim tkwić, niekiedy nawet kusi. Paradoksalnie należy powiedzieć, że to dobrze, bo jest z czego rezygnować, jest czemu się opierać, jest szansa… by trenować.
kl. Akacjusz Cybulski SDB