Cisza i chłód. Wielka cisza i wielki chłód. Gdy tylko spróbujemy postawić się na miejscu Chrystusa, bardzo szybko dostrzeżemy tę niebywałą tragedię. Będziemy się litować? Będziemy współczuć? Jeśli tak, to znaczy, że jest w nas sporo ludzkich odruchów. To dobrze. Tylko, że nie wystarczy.
Nic nie możesz zrobić, nic nie możesz powiedzieć, nie masz pod ręką chusty czy wody. Jezus nie idzie na Golgotę daremnie. To nie jest manifestacja słabości, a tryumf. Warto o tym pamiętać. Nasze grzechy zostają odpuszczone. Szatan wije się z zawiści i gniewu. Paradoks Króla Narodów. Zbity do granic wytrzymałości, ale zwycięski, jak nikt przed Nim i po Nim.
Wielkopiątkowe popołudnie to szczególny czas. Obchodzimy wspomnienie Męki Chrystusa. Pamiętamy, że idzie z krzyżem za nasze winy i nasze grzechy. I wiemy, że ten krzyż nie zostanie porzucony. W wielką modlitwę tego dnia włączamy cały świat. Od siebie zaczynając (każdy z nas jest w drodze do nieba), na wszystkich ludziach świata kończąc. Cała ludzkość staje się gwoździami, włócznią, cierniami, biczami. A Bóg się na to zgadza.
Podczas adoracji krzyża na figurze Chrystusa (najczęściej na Jego kolanach), pozostaje ślad szminki pozostawiony przez niejedną kobietę. Szybko znika, starty przez ministranta. Nic nie pozostaje po tym prostym geście. Trwały ślad możemy zrobić w zupełnie inny sposób. Grzech trwa, dopóki nie zgodzimy się na przyjęcie miłosierdzia. Sami wybieramy, czy ślad po nas to otwarta rana przewinienia, czy czysta blizna rozgrzeszenia.
Kl. Grzegorz Chmieliński SDB