Z JEm. ks. kard. Mauro Piacenzą, prefektem Kongregacji ds. Duchowieństwa, rozmawia Agnieszka Gracz

Na wielu płaszczyznach życia sekularyzacja niesie naszym społeczeństwom wiele niebezpieczeństw, nie pozostaje też bez wpływu na kapłanów. Jakie, zdaniem Eminencji, są najważniejsze zadania dla kapłanów na tej płaszczyźnie?
– Są dwa znaczenia terminu „sekularyzacja”, które zawsze winniśmy rozróżniać. Pierwszy, szlachetny i teologiczny, rozumiemy przez niego dzieło Boga, który zbawia człowieka, przychodząc na świat, „w czasie”, aby wyzwolić go z wnętrza historii. Drugie znaczenie to takie, do którego pani się odwołuje i jest określane zasadniczo poprzez utratę sensu sacrum, jak również poprzez ogromną redukcję człowieka i jego życia jedynie do elementów ziemskich. Taka negatywna sekularyzacja nie utrzymywałaby się, gdyby nie była wspierana przez redukcyjne używanie intelektu, który błędnie zbiega się z tym, co można zademonstrować, i tym, co można naukowo udowodnić. W konsekwencji, tak jak wielokrotnie zwracał uwagę Ojciec Święty, także w przesłaniu na Światowy Dzień Pokoju, który obchodziliśmy 1 stycznia br., priorytetowym zadaniem kapłanów jest edukacja narodu. Tylko wielkie dzieło edukacji może przemienić osoby, a co za tym idzie – społeczeństwa, a z nim i kultury.

Oczywiście kapłan, który pragnie edukować wiernych do pokonywania sekularyzacji negatywnej i nieadekwatnej do godności człowieka, przede wszystkim sam nie może ulec zeświecczeniu! Ma stać się otwartym na każdego człowieka, ćwicząc w sobie prawdziwie miłosierdzie duszpasterskie, które jest najpiękniejszym odzwierciedleniem samego Jezusa Chrystusa, Dobrego Pasterza.

Księże Kardynale, jakie elementy tożsamości kapłańskiej są współcześnie najbardziej zagrożone?
– Społeczeństwo zsekularyzowane, które nie stawia Boga w centrum swojego życia, może nieuchronnie doświadczyć także kłopotów w postrzeganiu postaci kapłana, przede wszystkim w odniesieniu do jego tożsamości, która zbiega się z rolą chrystocentryczną i sakramentalną, rolą pośrednika między Bogiem a wiernymi. I w gruncie rzeczy sekularyzacja stała się właśnie powodem, który skłonił różne środowiska, by po nowemu opisać postać kapłana w sposób – powiedzmy – „bardziej do zaakceptowania” przez nowoczesność, w sposób bardziej horyzontalny, socjologiczny, psychologiczny, ale i nieuchronnie mniej wierny integralnemu, kompletnemu i ewangelicznemu obrazowi kapłana. Niestety, okazuje się, iż ta koncepcja „pozioma” kapłaństwa jest nieadekwatna i niewystarczająca także w obliczu najbardziej elementarnych wyrazów religijności. W historii ludzkości poczucie religijności przedstawia uniwersalna charakterystyka antropologiczna. Ludzie zawsze odczuwali potrzebę istnienia pośrednika, który mógłby ich reprezentować przed Bogiem, poświęcając Jemu własną egzystencję, wstawiając się za ludźmi i mówiąc do nich w imieniu Boga.
W chrześcijaństwie ta uniwersalna potrzeba ludzka, która znalazła swoją precyzyjną konfigurację w samym ludzie Starego Przymierza, nie została ograniczona, ale wypełniła się w Chrystusie i stała się rzeczywiście skuteczna. To Pan Jezus, który umarł i zmartwychwstał, jest doskonałym Pośrednikiem. Z tego pośrednictwa i z tego kapłaństwa wszyscy chrześcijanie stają się uczestnikami chrztu świętego. Księża dzięki łasce sakramentu kapłaństwa uczestniczą w samym Kapłaństwie Najwyższego Kapłana – Chrystusa.
Stąd też księża nie są „ponad” innymi ludźmi, jeśli poszukujemy jakiegoś autorytetu w ludzkim rozumieniu. Kapłani nie są dla wiernych jedynie przykładem, nawet jeśli konieczne jest, aby ich życie takim przykładem było. Kapłaństwo w Nowym Przymierzu uwiecznia i przedstawia dzieło Chrystusa, który własnym Krzyżem otwiera bramy Nieba i tam prowadzi całą ludzkość. Kapłani stoją przed Bogiem i są jednocześnie dla ludzi, są sakramentalnie zjednoczeni z Chrystusem Panem. Dlatego kapłani nie będą efektywni w posłudze duszpasterskiej, jeśli będą ukrywać swoją tożsamość i cały czas demonstrować, jak wiele mają wspólnego ze współczesnym światem. Tylko żyjąc każdego dnia z pokorą i wdzięcznością, radykalnie i z miłością, trwając w dziele, jakiego Bóg dokonał w ich życiu, będą dobrze pełnić swą posługę. Jezus, Pan historii, po tym jak ich zbawił, uczynił ich także instrumentami zbawienia.

A na ile rezygnowanie ze stroju kapłańskiego przyczynia się do rozmywania tożsamości kapłana?
– Zaniedbanie ze strony niektórych kapłanów obowiązku noszenia sutanny czy habitu nie będzie bezpośrednią przyczyną rozmycia kapłańskiej tożsamości, ale ewidentnym znakiem osłabienia, jakie w nich zaistniało. Kiedy przynależność do Chrystusa i do Kościoła jest wierna, całkowita, entuzjastyczna, kiedy jest się pokornie świadomym tego, kim się jest, to pragnie się, aby ta kapłańska tożsamość przeniknęła każdą myśl, słowo, gest, spojrzenie. I wówczas ważny jest nawet taki „detal”, który często jest zaniedbywany, jakim jest strój kapłański. Dlatego są wyznaczone precyzyjne normy obowiązujące i w pełni regulujące noszenie stroju kapłańskiego.

W Europie Zachodniej już od dłuższego czasu odnotowuje się pewne zmniejszenie liczby powołań kapłańskich, a w wielu krajach świata brakuje kapłanów. Zdarza się często, że jeden ksiądz musi pełnić posługę w wielu parafiach. Jakie mogą być skutki takiego spadku powołań? Czy jest sposób na zahamowanie tej tendencji?
– Bardziej niż o zmniejszeniu się liczby Powołań do życia kapłańskiego mówiłbym o zmniejszeniu się uznawania Boga za centrum naszego życia. Powołania kapłańskie w rzeczywistości są darem Boga dla Kościoła i dlatego nie będzie ich mało ani nie zmniejszą się aż do końca czasów. Pan powołuje wszędzie i w każdym czasie, ale konieczne są uszy, które będą zdolne usłyszeć Jego Głos.
Zatem pewien spadek odnotowuje przede wszystkim otwartość ludzi na Boga i gotowość wypełniania Jego woli. Na Zachodzie w kryzysie nie są jedynie Powołania kapłańskie i zakonne, ale przede wszystkim sama wiara chrześcijańska, nawet w niektórych środowiskach kościelnych. Z prorockim spojrzeniem przypomniał o tym Ojciec Święty Benedykt XVI w jednym z ostatnich przemówień: „Wyzwania wobec mentalności zamkniętej na transcendencję zobowiązują nawet samych chrześcijan do zdecydowanego powrotu i przywrócenia Boga w centrum naszego życia. Nieraz staraliśmy się, by obecność chrześcijan w dziedzinie społecznej, politycznej i gospodarczej była bardziej wyrazista, a może nie troszczyliśmy się tak samo o solidność ich wiary, tak jakby była ona czymś nabytym raz na zawsze. W rzeczywistości chrześcijanie nie mieszkają na odległej planecie, nieskażonej „chorobami” tego świata, ale podzielają niepokoje, dezorientację i trudności swoich czasów. Dlatego też nie jest mniej pilną potrzebą zwrócenie uwagi na sprawy Boga także w samej tkance kościelnej. Ileż bowiem razy, choć ludzie określają siebie chrześcijanami, Bóg nie jest w rzeczywistości dla nich centralnym punktem odniesienia w ich sposobie myślenia i działania, w zasadniczych wyborach życiowych. Pierwsza odpowiedź na wielkie wyzwanie naszych czasów leży zatem w głębokim nawróceniu naszego serca, aby chrzest, który sprawia, że jesteśmy światłem świata i solą ziemi, mógł nas naprawdę przemienić” (audiencja z uczestnikami Zgromadzenia Plenarnego Papieskiej Rady ds. Świeckich, 25.11.2011 r.).
Kiedy Jezus Chrystus jest rzeczywiście uznany za Pana i Zbawiciela, wówczas otwierają się serca i przyjmują także niezwykły dar Powołania do kapłaństwa. W tym kontekście szczególnej uwagi wymagają zawsze ruchy i nowe wspólnoty, w których jest możliwe doświadczenie świeżej, żywej, autentycznej wiary. Podstawowe lekarstwo wskazał nam sam Pan Jezus: „Wprawdzie żniwo jest wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo” (Łk 10, 2). To jest jedyne lekarstwo: aby z całego Kościoła do Boga wzniosła się żarliwa modlitwa wstawiennicza w intencji Powołań. Pan Bóg nadal Powołuje, ale chce czynić to przez bramy naszej modlitwy. Trzeba więc upaść i Go prosić!

Podczas jednego ze spotkań z kapłanami Eminencja zwrócił uwagę, że jeśli kapłan chciałby żyć, kierując się wskazaniami współczesnego świata, ryzykowałby utratę tożsamości i własnych wartości. Wydaje się, że w rzeczywistości księża postępujący w ten sposób są faworyzowani, np. przez niektóre media. Skąd biorą się takie zachowania?
– Pokusa przypodobania się światu, aby powierzchownie być bardziej „akceptowanym” i zyskać pozornie natychmiastowe korzyści, była zawsze obecna w historii i dotyczyła, a także dotyczy i dziś niemałej liczby kapłanów. Czy Kościół powinien zwrócić się ku światu, zglobalizować się, czy też, wchodząc w świat, być dla niego solą i światłem, wzywać ludzi do nawrócenia? Odpowiedź na to pytanie pozwala doskonale zrozumieć, jaka jest właściwa i efektywna postawa duszpasterska.
Nierzadko media są bardziej zajęte poszukiwaniem sensacyjnych informacji dziennikarskich lub uwidacznianiem napięć i przeciwstawieństw niż wypełnianiem rzeczywistej misji – służby prawdzie. Dlatego też spotkania duchownych „głodnych aplauzów na dobrym rynku” i mediów zabiegających o publiczność w dużej mierze determinują obecną sytuację. Pozostaje prawdą, że żaden duchowny nie powinien akceptować propozycji wywiadów czy spotkań w programach telewizyjnych bez pozwolenia swojego przełożonego. Powinno się również definitywnie napiętnować nieścisłość w wystąpieniach tych, którzy wypowiadając się jedynie w swoim imieniu, zasłaniają się kapłaństwem i autorytetem Kościoła.

W mediach co jakiś czas powraca dyskusja dotycząca celibatu duchownych. W jednej z ostatnich wypowiedzi zwrócił Eminencja uwagę, że celibat nie jest reliktem czasów przedsoborowych, ale jest kwestią „radykalizmu chrześcijańskiego”. Jak ważne w dzisiejszym świecie jest świadectwo celibatu kapłanów?
– Prawo wstrzemięźliwości sięga jeszcze czasów apostolskich i w samej Ewangelii można dostrzec jego obecność, choćby w wyborze św. Piotra, który będąc żonaty, zostawił wszystko, aby pójść za Chrystusem. Święty celibat jest rozsądną konsekwencją prawa wstrzemięźliwości, dlatego ewidentnie ją faworyzuje. Jest też jasne, że w historii odejście od świętego celibatu było rozumiane jako pewne „przyzwolenie”, konsekwencja osłabienia wiary lub określonych sytuacji historycznych.
Bez wątpienia celibat pozostaje największym świadectwem, jakie można ofiarować Chrystusowi. To właśnie czystość i niewinność ofiarowana Królestwu Niebieskiemu tuż po męczeństwie są najważniejszym darem. Kościół zatwierdza prawem i wybiera na przewodników własnych wspólnot tylko ludzi, którzy żyją według tego zakorzenionego przykładu. W czasie burzy nie można rzucać się w morze, wówczas ryzykujemy utonięcie pośród wzburzonych fal. Trzeba zjednoczyć siły i trzymać mocno ster, mając świadomość, że łódź Kościoła nigdy nie zatonie. To mówi nam Boski Mistrz!

Istnieje ścisła i nierozerwalna więź między sakramentem kapłaństwa i sakramentem Eucharystii. W papieskich celebracjach zwracają uwagę takie elementy, jak np. ustawienie krzyża w centrum ołtarza, przywiązanie do adoracji czy odkrycie znaczenia Komunii Świętej udzielanej na klęcząco i do ust. Czy to świadectwo Ojca Świętego nie jest wskazaniem dla wszystkich kapłanów?
– Przede wszystkim ważne jest przypomnienie, że te precyzyjne wybory Ojca Świętego nie są jedynie „szczególnym przypadkiem” papieskiej Liturgii. Powinny one być uważane za uniwersalne wskazania, jakie Papież ofiaruje Kościołowi, poprzez szczególne zastosowanie Munus Docendi, które jest Magisterium Liturgicznym Kościoła. W konsekwencji chodzi o to, by tym prawdziwym i właściwym, ale również po prostu „logicznym” papieskim wskazaniom stopniowo i wiernie odpowiadała każda Liturgia Eucharystyczna. Jedynie gdy odkryje się sakralność celebracji liturgicznej i autentycznej postawy modlitewnej oraz adoracji, które powinny ją przenikać, będzie możliwe uniknięcie „zatracenia” niezwykłości Celebracji Eucharystycznej. W niej Jezus Chrystus, Zbawiciel, staje się rzeczywiście obecny, prosząc, by Go uznano. Właściwe podkreślenie relacji między Eucharystią a wspólnotą, która w niej uczestniczy, nie może przekształcić się w relatywizację prawdziwej Obecności Jezusa. Pan Jezus jest zawsze przed nami i poznanie Go, uwielbianie Go jest pierwszym elementem wzmocnienia tożsamości kościelnej i wspólnotowej. Jeśliby tylko sprawowano Liturgię tak, jak powinna być celebrowana, jak celebruje ją Ojciec Święty, zapewne wiele z aktualnych „napięć” na tej płaszczyźnie stopniowo by się osłabiło. Liturgia, a w szczególności Celebracja Eucharystyczna, powinna ponownie zwrócić uwagę na centralne miejsce Pana Boga w życiu Kościoła: powinna być miejscem prawdziwego teocentryzmu i chrystocentryzmu, które są jedyną autentyczną gwarancją uwagi skierowanej na człowieka.

Dziękuję za rozmowę.

Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120114&typ=wi&id=wi11.txt